— Tak jest, panienko, stemplowany w Dreux i kosztuje sześć sous. Oto jest, a w rogu napisano: „bardzo pilno“.
Marieta odebrała skwapliwie list i schowała go za gors, a wyjąwszy woreczek oddała ostatnie 10 sous, które się w nim znajdowały i śpiesznie udała się do swego mieszkania, szczęśliwa, że odebrała list od Ludwika i równocześnie w obawie z powodu napisu „bardzo pilno“, wreszcie przygnębiona, że będzie musiała kilka godzin czekać, zanim dowie się o treści listu.
Tak pogrążona w myślach zaszła na piąte piętro, z biciem serca otworzyła drzwi do ubogiej izdebki, którą zamieszkiwała wraz z matką chrzestną. Ta ostatnia leżała na jedynem łóżku. Cienki materac, rozłożony podczas nocy na ziemi, służył Mariecie do spoczynku. Stół, stara komoda, dwa krzesła, nieco sprzętów kuchennych, które wisiały nad kominkiem, oto całe umeblowanie tej izdebki, w której panowała wzorowa czystość, a maleńkie z widokiem na nieschludne podwórze okienko, mało co światła do izby wpuszczało. Pani Lacombe, tak bowiem nazywała się chora, była słusznej postawy, liczyła około pięćdziesięciu lat, a tak przestraszająco chuda i takiej bladości, iż możnaby ją mieć za umarłą, gdyby nie oczy błyszczące i ironiczny uśmiech na twarzy, wywołane życiem, które było jednem pasmem nędzy, cierpień i niewygody. Pani Lacombe była widocznie bardzo cierpiąca i mocno rozdrażniana. Usiłowała się obrócić, aby zobaczyć swą córkę chrzestną, lecz daremnie i zawołała groźnie:
— Skąd ty przychodzisz?
— Matko... ja...
— Ulicznico! umyślnie mnie tu samą zostawiasz, abym prędzej skończyła, nieprawda?
— Przecież ja ledwie na godzinę z domu się oddaliłam.
— I spodziewałaś się, że ja w tym czasie ze złości umrę, co?
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1048
Ta strona została skorygowana.