— Ja tych pieniędzy już nie posiadam, mam tylko jeszcze kilka sous.
— Gdzie się podziały te dwadzieścia sous, w tej chwili mi się wytłumacz!
— Ja, ja nie wiem, może mi wypadły z woreczka — tłumaczyła się Marieta, robiąc sobie wyrzuty, iż wydała je na wymianę listów z Ludwikiem.
— Rumienisz się, a zatem kłamiesz.
— Przysięgam, że...
— Ha, ha — śmiała się ironicznie chora — kiedy ja tu głód cierpię na łożu boleści, ty sobie przysmaczki kupujesz.
— Ja? o mój Boże!
— Idź, nie pokazuj mi się na oczy — wołała chora rozgoryczona ciągłemi cierpieniami i okrutnym losem, który ją od dzieciństwa prześladował, a w najwyższym stopniu rozdrażniona dodała:
— Tak mnie tem mlekiem traktujesz, może co do niego dodałaś, ja ci ciężarem jestem.
Na to więcej nierozumne jak srogie oskarżenie, Marieta zdrętwiała, i cofnęła się z przerażenia, a nie mogąc się już utrzymać, wybuchła głośnym płaczem i poddając się mimowolnie wzruszeniu, rzuciła się na chorą matkę chrzestną, objęła ją swemi ramiony a okrywając ją pocałunkami szeptała:
— Matko! matko! Ta serdeczna protestacja przeciw oskarżeniu, która tylko w tak schorzałym umyśle powstać mogła, oprzytomniała chorą; rozgoryczenie ustąpiło, i przyszła refleksja, a czując gorące łzy na swojej twarzy, usiłowała przycisnąć Marietę do piersi, mówiąc rozczulona:
— Dziecko moje, jakaś ty nierozsądna, przecież ja to żartem powiedziałam.
O ironjo losu! żart wobec takiej okropnej nędzy.
— Rzeczywiście, matko — odpowiedziała Marieta — nie powinnam słów twych brać na serjo.
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1051
Ta strona została skorygowana.