dzie dzień przedtem zarobek tygodnia w wysokości pięciu franków. Z tego oddała większą część odźwiernej za drobne wydatki, i na zapłacenie za pranie, tak, że jej tylko dwadzieścia pięć sous pozostało, z których większą część wydała na listy Ludwika, a i ten wydatek uważała za rozrzutność, przypominając sobie, iż matka jej cierpi taką nędzę i w takiej potrzebie się znajduje.
Niejeden z czytelników, nie znający rzeczywistej nędzy, pewnie uśmiecha się nad skrupułami dziewczyny, która trapiła się wydatkiem kilku sous. Dla biedaka nie egzystuje żadna mała suma.
W pierwszej chwili Marieta myślała udać się do odźwiernej, aby ta przeczytała jej list, ale, obawiając się jej gadatliwości, zdobyła się acz z ciężkiem sercem na inną ofiarę. Pozostała jej z całej garderoby jeszcze sukienka z dobrej materji, którą chowała na jaki uroczysty dzień. Z westchnieniem włożyła suknię do koszyczka, dodając jeszcze chusteczkę jedwabną, aby to wszystko dać w zastaw.
Chora, pomimo, że Marieta wychodziła zupełnie bez szelestu, poruszyła się mówiąc:
— Co? znów wychodzi, i...
Nie dokończywszy zdania, popadła znów w odrętwienie.
Marieta poczekała jeszcze chwileczkę, a otworzywszy potem ostrożnie drzwi, przekręciła klucz, który oddała odźwiernej na przechowanie, i pobiegła do urzędu zastawniczego. Tu pożyczono jej na suknię i chustkę pięćdziesiąt sous. Z tą sumką udała się na plac Niewinnych do starego pisarza.
Ten rozważał od chwili kiedy poznał tajemnicę Mariety i odebrał list od syna, z przestrachem przeszkody, któreby plany jego w niwecz mogły obrócić. Nagle zobaczył Marietę stojącą przed swoim namiotem a uśmiechając się dobrotliwie, rzekł do niej:
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1058
Ta strona została skorygowana.