lewając się łzami; nagle schyliła się, pozbierała strzępki z podartego listu, podała je pisarzowi mówiąc drżącym głosem:
— Panie, na tyle odwagi się zdobędę, aby posłyszeć, co w tym liście stoi, poskładaj pan te kawałki, i przeczytaj.
— Usłuchaj mnie, dziecko i odstąp od twego żądania, na co masz powiększać boleść, której możesz uniknąć.
— Zlituj się pan nade mną i przeczytaj... Ale nie wiedzieć, co ten list zawiera, chociaż przykro mi będzie treść jego poznać, byłoby dla mnie bardzo bolesne, a niepokój doprowadziłby mnie do rozpaczy.
— Jeżeli panienka koniecznie żąda — rzekł starzec, układając kawałki listu w całość — przeczytam go jej.
Marieta ze zmienioną twarzą, drżącą na całem ciele, utkwiła błędny wzrok w pisarza, który rozpoczął czytać.
„Pisząc te kilka słów, jestem w największej rozpaczy. Mam do wyboru pomiędzy tobą lub ojcem moim, a pani wiesz, jak mego ojca uwielbiam i kocham. Dałem słowo, że się już więcej nie zobaczymy.
„Teraz zwracam się do pani, apelując do jej szlachetnego charakteru. Proszę nie robić zabiegów, któreby mnie mogły w postanowieniu zachwiać. Niech się pani też nie stara ze mną zobaczyć, widzenie się z panią mogłoby mnie od synowskiej powinności oderwać. Przyszłość ojca mego leży w ręku pani. Liczę na jej szlachetność. Boleść wytrąca mi pióro z ręki.
„Żegnam na zawsze
Marieta stojąc nieruchomo przed stolikiem pisarza, z załamanemi rękoma, z kurczowo zaciśniętemi wargami, we łzach skąpana, zdawało się, że jeszcze słucha, kiedy starzec od chwili już skończył czytać.
Ten pierwszy przerwał milczenie, mówiąc: