Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1065

Ta strona została skorygowana.
IV.

Podczas kiedy Marieta słuchała pod drzwiami, toczyła się w pokoiku rozmowa.
Gość miał około czterdziestu pięciu lat, o regularnych rysach twarzy, z długim zawiesistym wąsem, który, tak jak i włosy zawdzięczał czarny swój kolor różnym kosmetykom.
Cała jego fizjognomja zdradzała fałszywy, przebiegły, bezwstydny charakter. Toaleta jego zdradzała zły smak, a order, z długą czerwoną wstęgą miał jego postawie nadawać wojskową cechę. Usiadł w bliskości łóżka chorej, a podczas kiedy z nią rozmawiał, bawił się laską wysadzoną drogiemi kamieniami. Pani Lacombe znów w złym humorze, przypatrywała się gościowi z nieufnością, a im więcej mówił, tem większy wstręt do niego odczuwała.
— Dobrze, że córki chrzestnej niema w domu; wyjaśnię też pani wkrótce powód mego przybycia.
— Mój panie — odpowiedziała chora niechętnie. — Pytał się pan, czy ja jestem pani Lacombe, matka chrzestna Mariety Moreau, i to panu potwierdziłam. Teraz mi pan powiedz, czego ode mnie żądasz?
— Najsamprzód, dobra kobieto...
— Pani Lacombe, jeżeli pan pozwoli...
— Do djabła, a więc dobrze, wpierw pani powiem, kto ja jestem, a potem dowie się pani czego żądam.
— Słucham.