— Jestem Komandor de la Miraudiere — a wskazując na order dodał — żołnierz wysłużony, jak pani widzi, dziesięć wypraw wojennych, pięć ran...
— To mnie nic nie obchodzi. Cóż dalej?
— Mam najznakomitsze znajomości w Paryżu: książęta, hrabiowie...
— A cóż mnie to może obchodzić.
— Utrzymuję kabrjolet i wydaję rocznie co najmniej 20,000 franków.
— Podczas kiedy ja z moją córką chrzestną z głodu umieramy, jeżeli dziennie 20 sous nie zarobi. I to sprawiedliwość!
— Nie, kochana pani, to nie jest sprawiedliwość — zawołał Komandor. — Właśnie dlatego przyszedłem do pani, aby położyć kres tej niesprawiedliwości.
— Pan do mnie przyszedł, aby się ubawić kosztem naszej niedoli, — odrzekła chora ponurym głosem. — Zostaw mnie pan w spokoju.
— Niech pani z propozycji, którą pani zrobię osądzi, czy z niej się naśmiewam. Chce pani mieszkać w pięknych pokojach, chce pani mieć służącą do usługi, dwa razy dziennie wykwintnie jeść, rano kawę spijać, a w dodatku jeszcze 50 franków na inne wydatki, pani Lacombe, co pani na to powie?
— Ja, powtarzam, że to są kłamstwa, albo, że się poza tem ukrywa jakie łotrostwo. Dziś już niema takich ludzi, którzyby dlatego, że tak Pan Bóg nakazuje, dawali wygodne życie biednej starej kalece.
— Ale z miłości dla pięknych jasnych ócz?
— Jakich pięknych ócz?
— Dla niebieskich ócz waszej córki chrzestnej — odrzekł bezwstydnie Komandor de la Miraudiere.
Chora poruszyła się zdziwiona, a obrzucając obcego ostrem spojrzeniem, zapytała:
— Więc pan zna Marietę?
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1066
Ta strona została skorygowana.