— Czy chcę jeść, kochany ojcze? ależ naturalnie. Ja nie obiadowałem, jak inni podróżni, w hotelu, z powodu, że... tu wskazał komicznym gestem na próżną kieszeń.
— Niemasz czego żałować — odpowiedział starzec, krając szynkę na nierówne części, a podając synowi większy kawałek — obiady w hotelach są kosztowne, a do tego nic nie warte.
Mówiąc to, podał Ludwikowi spory kawał chleba, i ojciec z synem zajadali tę skromną wieczerzę z widocznym apetytem, popijając świeżą wodą.
Podczas jedzenia toczyła się następująca rozmowa:
— Teraz mi opowiadaj o twojej podróży, mój chłopcze — odezwał się stary.
— Przyznam się ojcu, że z podróży tej mało odniosłem wrażeń. Pryncypał powierzył mi kilka aktów, które miałem oddać do przeczytania jego klientowi panu Ramonowi. To tenże uczynił i nietylko przeczytał, ale formalnie przestudjował, a potrzebował do tego aż pięć dni czasu. Nakreśliwszy pełno uwag, znów mi je oddał i znów jestem chwała Bogu w domu.
— Czyś się nudził w Dreux?
— Zanudziłem się tam na śmierć.
— Cóż to za człowiek ten pan Ramon, że się u niego ludzie tak nudzą.
— Najgorszego gatunku, jacy tylko na świecie istnieć mogą, to harpagon... skąpiec...
— Hm, hm — odrzekł starzec pokaszlując — więc jest skąpcem, musi być zatem bardzo bogaty!
— Tego nie wiem. Posiadając jednakże mały majątek, można być również skąpym. Pan Ramon musi przy swojej wygórowanej oszczędności, już miljony posiadać. To obrzydły harpagon.
— Gdybyś był, mój synu, w dostatkach wychowany, wtenczas łatwobym zrozumiał twój wstręt przeciw temu harpagonowi, jak go nazwałeś; ale myśmy
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1075
Ta strona została skorygowana.