zawsze żyli w takiej nędzy, że pomiędzy naszem życiem a jego żadnej różnicy znaleźć nie mogłeś.
— Co ojciec mówi pan Ramon ma dwoje sług, zamieszkuje cały dom, a my tylko pokoik na poddaszu; ma trzy albo cztery dania na obiad, my zaś jemy z ręki kawałek, wszystko jedno czego. Ale pomimo tego żyjemy tysiąc razy lepiej, niż ten brudny skąpiec.
— Nie pojmuję cię, moje dziecko — odpowiedział ojciec Richard, którego mowa Ludwika poczynała niepokoić. — Jak też można porównać dobrobyt pana Ramon z naszem ubóstwem.
— My jesteśmy, mój ojcze, rzeczywiście biedni, nie uskarżamy się na okrutny los, a jeżeli czasami wzdychałem za dostatkiem, to widzi Bóg, że nie dla mnie, bo ja z moim losem w najlepszej żyję zgodzie.
— Znam, kochany synu, twoje dobre serce i wiem, że mnie bardzo kochasz, a to jest dla mnie wielka pociecha, że się na los twój nigdy nie uskarżasz.
— Ja miałbym się uskarżać? przecież ojciec w tej samej biedzie żyje, co i ja, a zresztą czegóż nam brakuje, chyba niepotrzebnych rzeczy?
— Nam braknie wygody.
— Ja tego jeszcze nie zauważyłem. Nie zajadamy wprawdzie kurcząt z truflami, ale nie jesteśmy nigdy głodni i mamy zawsze dobry apetyt, o czem świadczą chleb i szynka, których już na stole nie widzę. Suknie nasze są stare, ale ciepłe; pokoik zajmujemy na piątem piętrze, ale on nas chroni od zimna, a zarabiamy rocznie do tysiąca sześciuset franków. Nie jest to wprawdzie wiele, ale nie mamy przynajmniej długów. Nie, kochany ojcze, jeżeli Pan Bóg nas tak dalej będzie miał w opiece, to ja się nigdy na los mój uskarżać nie będę.
— Nie mogę ci wypowiedzieć, mój synu, jaką radość mi sprawiasz, będąc ze swego losu tak zadowolonym. Czujesz się rzeczywiście szczęśliwym?
— Bardzo szczęśliwym.
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1076
Ta strona została skorygowana.