Pan de Maillefort czekał w sali na powrót pani Dupont, która go miała wprowadzić do hrabiny.
Rysy garbatego nie miały już w sobie tego wyrazu szyderstwa, jak zwykle; w obliczu jego malował się głęboki żal, połączony z obawą i zdziwieniem.
Stojąc oparty o komin, z głową opartą na ręku, margrabia zdawał się być zupełnie pogrążonym w swojem dumaniu, właśnie jakgdyby rozmyślał nad rozwiązaniem jakiej trudnej zagadki; potem, budząc się nagle ze swego marzenia, spojrzał smutno i uważnie dokoła, łzy błyszczały w jego czarnych oczach; nareszcie przetarł ręką czoło, jakgdyby chciał odpędzić bolesne wspomnienia i szybko zaczął się po sali przechadzać
W chwilę potem powróciła pani Dupont- i rzekła do margrabiego:
— Czy pan margrabia raczy pójść za mną, pani hrabina może już przyjąć pana.
Pani Dupont poprzedziła margarbiego, otworzyła drzwi prowadzące do sypialni pani de Beaumesnil i zameldowała:
— Pan margrabia de Maillefort!
Hrabina ubrała się na prędce jak osoba chora ubrać się może; jej jasne włosy, które chwilę przedtem smutkiem tkliwych pieszczot, jakiemi obsypywała swą córkę, znajdowały się w pewnym nieładzie, były znowu gładko przyczesane; świeży koronkowy czepeczek otaczał jej bladą
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/108
Ta strona została skorygowana.
XI.