W chwili, gdy Ludwik kazał się zaanonsować Komandorowi, siedział tenże w pysznym szlafroku przy biurku, palił cygaro, porządkując sporą paczkę banknotów.
Wtem zameldował służący:
— Pan Richard!
Pan de la Miraudiere wstał czemprędzej i rzekł:
— Proś pana Richarda, aby poczekał chwileczkę w salonie, na odgłos dzwonka wprowadzisz go do mnie.
Teraz roztworzył Komandor rodzaj kasy wertheimowskiej, wyjął z niej dwadzieścia pięć banknotów po 1000 franków, położył je obok stemplowanego arkusza papieru i zadzwonił.
Ludwik wszedł ponury i zamyślony.
Serce mu silnie zabiło, gdy pomyślał, że stoi może przed szczęśliwym rywalem. Pan de la Miraudiere w damastowym szlafroku wyglądał mu na bardzo niebezpiecznego konkurenta Mariety.
— Pewnie mam przyjemność powitać pana Ludwika Richard? — rzekł Komandor z uprzejmym uśmiechem.
— Tak jest, mój panie!
— Jedynego syna pana Richarda, pisarza publicznego. — Ostatnie słowa wymówił sarkastycznym tonem.
Ludwik spostrzegł to i odpowiedział sucho:
— Tak jest, mój ojciec jest pisarzem publicznym.
— Proszę mi wybaczyć, że pana do mnie fatygowałem lecz chciałem się z panem samym rozmówić. Uważałem
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1093
Ta strona została skorygowana.
VIII.