wyskoczy zawieziesz na wersalski dworzec, a, potem... sam jeszcze nie wiem dokąd. Lecz śpiesz się ma Boga, śpiesz.
— Prawy czy lewy brzeg — zapytał dorożkarz, popędzając konia.
— Co?...
— Są dwa dworce, czy pan rozkaże na ten na prawym, czy na lewym brzegu?
— Chcę się dostać na tę linję, gdzie stało się takie nieszczęście.
— To jest pierwsze słowo, które słyszę.
Ludwik rozkazał zawieść się do swej kancelajji, chcąc dowiedzieć się od kolegi bliższych szczegółów, lecz nikogo już nie zastał i wsiadł napowrót do kabrjoletu.
— Panie! ja się właśnie dowiedziałem, nieszczęście stało się na lewym brzegu. — Będąc teraz pewnym, kazał się zawieść na lewy brzeg. Tu mu ten wypadek potwierdzono, i opowiedziano, w którem miejscu się wydarzył.
Jadąc wpierw gościńcem, a potem boczną drogą, dotarł nareszcie do miejsca katastrofy.
Straszny ten wypadek opisywały wówczas gazety tak dokładnie, że my o nim wspominać nie będziemy.
Ludwik szukał przez całą noc daremnie swego ojca pomiędzy zwęglonemi, albo okropnie zranionemu ciałami. Około czwartej godziny rano wrócił strawiony bólem i umęczeniem do Paryża. Jedna nadzieja mu jeszcze pozostała. Może ojciec jego, równie jak mała liczba innych podróżnych, uniknął nieszczęścia i powrócił do domu.
Zaledwie zajechał przed dom, wyskoczył z kabrjoletu, pobiegł do loży portjera, pytając go się:
— Wrócił mój ojciec?
— Nie, panie Ludwiku.
— A więc nie żyje! — szeptał Ludwik, zalewając się łzami — nie żyje.
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1121
Ta strona została skorygowana.