ki. O, panie de Maillefort, zaklinam pana, błagam jak najgoręcej, nie odmawiaj mi pan tej łaski.
Wzruszenie, z jakiem pani de Beaumesnil o tej sierocie mówiła, jej widoczne pomieszanie, jej prośba, ażeby swe przywiązanie pomiędzy jej córką, a tą obcą panienką podzielał, wszystko to powiększało coraz więcej zdumienie margrabiego.
Przez chwilę pozostał mimowolnie w milczeniu, następnie atoli zadrżał nagle; bolesna myśl powstała w jego głowie, przypomniał sobie bowiem owe krzywdzące i fałszywe wieści (przynajmniej dotąd uważał je za takie), których przedmiotem była niegdyś pani Beaumesnil, i dla których właśnie tegoż samego jeszcze poranku wyzwał pana de Mormand pod pozorem błahego uchybienia.
Czy wieści te miały zasadę? Czy ta sierota, dla której pani de Beaumesnil tak wiele okazywała zajęcia, była dla niej drogą z tytułu jakiego tajemniczego przywiązania? Czy nie była owocem jej błędu?
Wkrótce atoli, pełen ufności w cnotę pani de Beaumesnil, margrabia odepchnął tę obrażającą ją myśl i czynił sobie nawet wyrzuty, że na chwilę pozwolił jej się owładnąć.
Przerażona milczeniem garbatego, pani de Beaumesnil rzekła niepewnym głosem:
— Proszę mi przebaczyć, panie de Maillefort, widzę, żem nadużywała pana szlachetności; niedosyć mi było uzyskać od pana zapewnienie jego ojcowskiej opieki dla mojej córki Ernestyny, chciałam jeszcze wyjednać pana współczucie... dla biednej... obcej dla niego osoby... O! przebacz mi pan... proszę... proszę pana o to.
Głos, jakim pani de Beaumesnil wymówiła te słowa, miał w sobie coś tak bolesnego, tak rozpaczającego, że w umyśle pana de Maillefort nowa powstała wątpliwość, która boleśnie dotknęła jego; widział on jednę ze swoich najszlachetniejszych, najdroższych illuzyj niknącą; pani
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/114
Ta strona została skorygowana.