się w nim suma, którą mogę rozporządzić, albo raczej, którą miałam w schowaniu, mówiła hrabina — suma ta zasłoni panienkę, którą panu poleciłam, na zawsze od niedostatku... Tylko, — dodała biedna matka głosem słabnącym coraz więcej — przyrzeknij mi pan... sierocie tej... nigdy... mojego nazwiska nie wymienić... nie odkryć jej nigdy... kto był osobą... która panu zleciła... oddać jej ten mały mająteczek... Ale powiedz pan... o! powiedz pan... temu nieszczęśliwemu dziecięciu... że było ciągle kochanem... do samego końca... i że...
Margrabia nie mógł zrozumieć ostatnich słów hrabiny, której siły zupełnie już znikły.
— Ale, pani hrabino, komuż mam ten pugilares doręczyć? gdzież ja znajdę tę dziewczynę? jak się ona nazywa? — wołał pan de Maillefort, którego nagle zmienione rysy pani de Beaumesnil i jej ciężki oddech do najwyższego stopnia niepokoiły.
Zamiast odpowiedzieć na pytanie margrabiego, pani de Beaumesnil upadła nawznak, wydała przerażający krzyk i złożyła ręce na piersi.
— Pani hrabino, powiedz mi pani — wołał margrabia, pochylając się do pani de Beaumesnil, oraz zdjęty żalem i trwogą — powiedz mi pani, gdzie znajdę tę panienkę, i jak się nazywa?
— Ah! umieram — mówiła z trudnością pani de Beaumesnil, wznosząc oczy do nieba. A przy ostatecznem wysileniu zdołała jeszcze wyjąkać następujące słowa: Nie zapomnij pan... przysięga... moja córka... ta sierota...
W kilka chwil potem, hrabina już nie żyła.
Głębokim i gorzkim żalem przejęty, nie wątpił już bynajmniej pan de Maillefort, że sierota, której nazwiska nie wiedział, ani mógł się domyślić, gdzie jej należało szukać, była naturalną córką hrabiny.