Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1167

Ta strona została skorygowana.

— Pani to także pochwali, jak się tego spodziewam, że jego, jakoteż i kolegów jego na tę uroczystość poświęcenia ich wspólnego dzieła zaprosiłem?.
— O ile mi się zdaje, było to nawet powinnością pańską.
— Otóż, pani hrabino, tę powinność, kierowaną wdzięcznością, chciałem do wszystkich zastosować, którzy do wzniesienia tego gmachu w jakikolwiek sposób się przyczynili, od najsławniejszych artystów do najbiedniejszych rzemieślników. Wszyscy się tu ze swemi rodzinami zebrali i używali tego przepychu, na którym pracowali. Czyż jest to sprawiedliwem, że ten zdatny, choć nieznany robotnik, który cyzelował złoty puhar, chociaż raz w życiu z niego pije?
— Co? — zawołał książę z osłupieniem — więc jesteśmy w towarzystwie stolarzy, pozłotników, ślusarzy, tapicerów, cieśli, poljerów i murarzy? Ależ niesłychane, okropne, nie do uwierzenia!
— Kochany książę, czy znane panu są zwyczaje pszczół? — zapytał Florestan.
— Bardzo mało!
— Zwyczaje te są nadzwyczaj dzikie, nawet, że się tak wyrażę, bezwstydne, wszak mają te owady tę śmiałość, że same zamieszkują komórki, które sobie zbudowały; jeszcze więcej, roszczą sobie nawet pretensję do miodu, który z takim mozołem na zimę zbierały.
— Dobrze, mój kochany, cóż z tego wnioskujesz?
— Wnioskuję, że powinniśmy rzemieślnikom, tym naszym pszczołom, sprawić tę przyjemność, aby chociaż jeden dzień przebyli w tych pozłacanych komórkach, które dla nas zbudowali, dla nas leniwych trutni, które wypijają miód, nazbierany mozolnie przez pszczoły robocze.
Hrabina Zomaloff na chwilę opuściła ramię Florestana. Uchwyciła je potem a przyśpieszając kroku, aby pozostawić za sobą ciotkę i księcia Riancourt, mówiła do Saint-Herema.