— I to żona pana Ludwika kieruje tą szkołą?
— Tak, panie; powiada, że sprawia jej to wielką przyjemność, bo musi pan, wiedzieć, że przed wyjściem za mąż była biedną robotnicą, która ani czytać, ani pisać nie umiała, ten brak nauki tak boleśnie się jej dał odczuć, iż teraz jest szczęśliwą, jeżeli innym może ulżyć w cierpieniu, jakie sama ponosiła z braku umiejętności czytania i pisania.
— Mówił pan także o domu...
— Dom ten jest przeznaczony dla dwunastu biednych, chorych i niezdolnych do pracy robotnic. Pani Lacombe jest przełożoną tego domu.
— Kto jest ta pani Lacombe?
— Matka chrzestna pani Mariety, dobra i zacna pani bez ręki, łagodna, cierpliwa i dobra. Zna ona bardzo dobrze dolegliwości ułomnych, ponieważ, jak sama każdemu opowiada, przed zamążpójściem swojej chrzestnej głód i nędzę z Marietą znosiły; ale już widać orszak ślubny, stań pan przede mną, w taki sposób wszystko lepiej zobaczymy, a po przejściu wejdziemy do kościoła.
Wkrótce potem zbliżył się orszak, na którego czele kroczył Ludwik Richard, prowadząc panią Lacombe, za nim szła Marieta z prześlicznym chłopczykiem.
Pani Lacombe była nie do poznania. Twarz jej rumiana i pełna świadczyła o zdrowiu. Siwe włosy pokrywał koronkowy czepek, a kaszmirowy szal osłaniał jedwabną suknię.
Wyraz twarzy Ludwika zdradzał błogi spokój i zadowolenie z wypełnianych obowiązków, które na siebie przyjął.
Marieta, piękniejsza jeszcze, niż dawniej, szła z godnością, cechującą młode matki. Pomimo zmiany losu, nie porzuciła dawnego mieszczańskiego stroju, wierna swemu czepeczkowi, nigdy kapelusza nie nosiła. Pod tym czepeczkiem uroczo wyglądała jej świeża i piękna
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1179
Ta strona została skorygowana.