twarzyczka. Od czasu do czasu uśmiechała się z niewypowiedzianą miłością do chłopczyka, który był taki milutki jak ona.
Za familją Richard, szło sześć dziewcząt w bieli, w koronach z liści pomarańczowych, były to owe dziewczyny, które Ludwik wyposażał: prowadzili je krewni i świadkowie uroczystości, a wszyscy należeli do stanu robotniczego.
Za niemi kroczyło dwadzieścia cztery par, które zostały wyposażone w poprzedzających czterech latach; potem szły dzieci, ze szkółki ojca Richarda a wreszcie, kobiety z domu przytułku.
Zanim cały ten korowód przeszedł, ubiegło piętnaście minut.
Starzec milcząco przypatrywał się, a widzowie szeptali pomiędzy sobą:
— Znów sześć pracowitych i cnotliwych dziewcząt ma zapewniony byt.
— Małżeństwa z lat poprzednich żyją szczęśliwie. Niech będzie błogosławione imię ojca Richarda.
— I pana Ludwika niech Wszechmocny we wszystkiem wspiera.
— Gdyby jednak ojciec Richard nie był zostawił tego majątku, nie mógłby pan Ludwik tyle dobrego działać.
— A szkoła ojca Richarda? Widzieliście dzieci, chłopczyków w bluzach z niebieskiego sukna, dziewczynki w pięknych sukienkach z merino! Jakie zadowolenie malowało się w ich twarzach!
— Z chorych tylko pięciu lub sześciu brakowało.
— Ja wam jeszcze coś powiem.
— Co takiego?
— Że koło nas przechodziło najmniej sto pięćdziesiąt osób, które prawie wszystkie mniej lub więcej korzystają z dobrodziejstw ojca Richarda.
— To prawda; jeżeli pomyśli się, że te dobrodziejstwa na nas już od lat czterech spływają, to już siedem-
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1180
Ta strona została skorygowana.