Uroczystość skończyła się.
Kiedy uczestnicy zaczęli opuszczać miejsca, powstał starzec i oparł się o kropielnicę, bo czuł, że nogi się pod nim uginały.
Wkrótce zobaczył Richarda z panią Lacombe, zbliżających się do drzwi kościelnych.
Starzec drżał na całem ciele, a w chwili, kiedy Ludwik miał przechodzić, umaczał palce w kropielnicy a pochyliwszy głowę podał drżącą ręką wodę święconą mężowi Mariety.
— Dziękuję wam, dobry ojcze — mówił Ludwik serdecznie, dotykając drżących palców staruszka, a spojrzawszy na nędzne ubranie i siwy włos jego, wsunął w rękę jego pieniądz, mówiąc dobrotliwie: — weźcie to i módlcie się za ojca Richarda.
Starzec skwapliwie uchwycił pieniądz, a podniósłszy go do ust, wybuchł spazmatycznym płaczem.
Ludwik nie widział już tego zajścia, bo opuścił był już kościół. Większa część widzów udała się do budynku, który w Chaililot znano jako dom dobrego Boga.
Starzec udał się także chwiejnym krokiem do onego domu.
Dom ten, wybudowany na ostatniem wzgórzu, otoczony był wielkim cienistym ogrodem.
Noc majowa przyjemna i ciepła; zapach kwiatów wiosennych napełniał powietrze. Liczne lampy gazowe oświetlały ganek, wiodący do budynku.
Starzec postępował za tłumem.
Uczestnicy stawili się półkolem przed domem, gdyż żadna sala nie była w stanie ich pomieścić.
Wtem Ludwik stanął na podwyższeniu i mówił wzruszonym głosem do otaczających go następujące słowa:
— Moi przyjaciele, dziś w nocy właśnie upłynęło pięć lat, jak straciłem mego dobrego ojca. Umarł on śmiercią okropną, wskutek katastrofy na kolei wersalskiej. Ojciec mój, posiadając znaczny majątek, mógłby żyć
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1183
Ta strona została skorygowana.