Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1202

Ta strona została skorygowana.

Dopiero to śmiechy, i gwałtowny wybuch swawolnej wesołości dwojga grających! W dziecinnej pustocie swojej niezdolni do niczego, musieli przerwać zabawę.
Prowadząc się pod rękę, z twarzą pałającą, oczyma zabiegłemi łzami, które wywołał mocny i kilkakrotnie wznawiany śmiech, młoda matka i syn jej udali się na drewnianą ławkę, stojącą nad brzegiem strumyka naprzeciw kaskady; pani Bastion zaczęła z macierzyńską troskliwością obcierać pot, którym było zroszone czoło jej syna.
— Mój Boże — rzekł Fryderyk — jakże można śmiać się tak bardzo!
— Ale, przyznaj że sam, że to było wyborne.
— Prawda, i właśnie ta piłka; musiała upaść prosto na mój biedny nos.
— No, widzisz Fryderyku, i znowu zaczynasz. Ah! jakiś ty niedobry.
— Wszakże ty sama nie możesz się wstrzymać od śmiechu, widzę ja to bardzo dobrze.
I znowu oboje odezwali się tym nieocenionym szalonym śmiechem, który jest tak mimowolny, tak swobodny, a zarazem tak zdrowy.
— Nic nie szkodzi — rzekła pani Bastien uspokoiwszy się pierwsza po tym nowym wybuchu wesołości — wiesz Fryderyku, co mnie pociesza po tym naszym, szalonym śmiechu? oto, przekonana jestem, że tylko ludzie, co są równie jak my szczęśliwi, mogą doznawać podobnych napadów dziecinnej radości.
— Ah! matko, słusznie mówisz — rzekł Fryderyk, opierając swą głowę na ramieniu pani Bastien i kołysząc się na niem z tkliwemi oznakami ujmującej pieszczoty — my jesteśmy tak szczęśliwi!... Patrz, naprzykład teraz, podczas tego pięknego wieczoru letniego, w tym świeżym cieniu, być tutaj, przy tobie, z głową opartą na twojem ramieniu, i z oczyma nawpół zamkniętemi widzieć jakby przez złotą zasłonę nasz mały domek, a podczas kiedy ta kaskada odzywa się do nas lekkim szmerem, jednem spoj-