warunkiem, doktorze, to jest, że pan zostanie u nas na obiedzie.
— Właśnie w tym chwalebnym zamiarze wyszedłem z domu — odpowiedział doktór poważnie — ale w Pont-Brillant zatrzymała mnie pewna biedna kobieta, z prośbą, ażebym się jak najprędzej udał do jej męża.... Poszedłem więc i przedsięwziąłem już pierwsze środki ratunku; lecz na nieszczęście choroba tego człowieka jest tak ciężka, postępy jej są tak nagłe, że nie usiedziałbym spokojnie, gdybym jeszcze około godziny siódmej nie odwiedził mojego chorego.
— Wobec tego nic już mówić nie mogę, kochany doktorze — powiedziała pani Bastien — i podwójnie jestem panu wdzięczna, że nam przynajmniej te kilka chwil poświęci.
— A ja cieszyłem się już na ten wieczór — dodał doktór — byłby on tak pięknie uzupełnił mój dzień dzisiejszy, gdyż poranek jego rozpoczął się dla mnie wielką radością.
— Czy pana szczęście jakie spotkało, kochany doktorze? ah! jakże to dobrze!
— Tak jest — odpowiedział pan Dufour ze wzruszeniem — lękałem się o mego najlepszego, przyjaciela, nieustraszonego podróżnika, który odbywał niebezpieczną wędrówkę w najmniej znanych okolicach południowej Ameryki i o którym od ośmiu miesięcy nie miałem żadnej wiadomości. Zaczynałem się już niepokoić, kiedy dziś rano odbieram list z Londynu, datowany w Lima, w którym, dla uzupełnienia mojej radości obiecuje mi przybyć tutaj i jakiś czas u mnie pozostać... Jakże się cieszę.... jest to bowiem mój przyjaciel od serca... kocham go jak brata... ale bo też wart jest tego, to człowiek najbezinteresowniejszy w świecie, głowa utalentowana... a ja mieć go będę u siebie, wyłącznie dla siebie samego przez.znaczny może przeciąg czasu. O! co to za szczęście dla mnie... podzielać z nim moje myśli... gawędzić z nim w zaufaniu
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1206
Ta strona została skorygowana.