Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1220

Ta strona została skorygowana.

tunku, poczynając od drobnej karłowatej muzy, której gałązki były obciążone obfitym owocem, aż do trzydziestu stóp sięgającej paradyzjaki z liściem na trzy metry długim; dalej łączyły się zielone wachlarze drzew daktylowych i latanów z wysoką trzciną cukrową i bambusami, gdy tymczasem w czystej wodzie stojącej pośrodku marmurowego basenu, przeglądały się najpiękniejsze rośliny wodne; gdzieindziej znowu stały arumy indyjskie z liściem ogromnym, jak tarcze dawnych rycerzy, cypry z różnobarwnemi kitami, lotusy nilowe z wielkim lazurowym kwiatem, którego zapach jest tak upajający.
Była to najdziwniejsza mieszanina roślin wszelkich kształtów, wielkości i barw, poczynając od bladej, plamistej zieloności begonji, aż do przeplatających się wzajemnie jasnych i ciemnych pasów maranty z liściem na wierzchu jak zielony aksamit, pod spodem jak purpurowa tkanka jedwabna; tu wielkie, czarniawe i mięsiste kaktusy tworzyły uderzające przeciwieństwo z paprociami przylądka, których listki są tak delikatne, a gałązki tak cienkie, że możnaby je poczytać za tkanki z fioletowego jedwabiu obszyte zieloną koronką; tam znowu piękna strelicja, której kwiaty podobne są do ptaków z pomarańczowemi skrzydłami i błękitnym ogonem, walczyła o pierwszeństwo co do piękności i barwy z astrapeą o purpurowym, złotem nakrapianym kielichu; nareszcie w innych znowu miejscach ogromne liście bananów tworzyły jakby naturalne zielone sklepienie, zakrywając tak szczelnie sklepienie rotundy, że zwiedzający mógłby sądzić, iż w jednej chwili przeniesiony został do krajów podzwrotnikowych.
Na widok tak cudnej wegetacji, Marja Bastien i jej syn wołali z zachwytem:
— Ah, Fryderyku, co to za szczęście widzieć nareszcie i dotykać się tych bananów, o których tak często wspominają w opisach podróży — mówiła Marja.
— Matko, matko — wołał znowu Fryderyk, pokazując