Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/123

Ta strona została skorygowana.

dlatego też daleką była od chęci wprowadzenia go do mieszkania, gdyż zatrzymała się tylko na progu, jakgdyby mu chciała zagrodzić drogę.
Pan de Maillefort dostrzegł nieprzyjemne wrażenie, jakie uczynił na gospodyni domu; lecz powitał ją uprzejmie i powiedział:
— Czy mam honor mówić z panią Barbancon?
— Tak, mój panie. Czego pan chce?
— Pragnąłbym — odpowiedział garbaty — ażeby mi pani mogła poświęcić chwilkę czasu.
— A to poco, mój panie? — zapytała gospodyni, przypatrując mu się nieufnie od stóp do głowy.
— Mam rozmówić się z panią w bardzo ważnej sprawie.
— Ja... ja pana nie znam.
— Ja zaś, jestem na tyle szczęśliwy, że znam panią, wprawdzie tylko z nazwiska!
— Wielka historja! To i ja też znam sułtana tureckiego, ale tylko z nazwiska.
— Pozwól mi, kochana pani Barbancon, uczynić sobie uwagę, że w pokoju daleko wygodniej moglibyśmy rozmawiać, aniżeli na tych schodach.
— Mój panie! — odpowiedziała gospodyni niechętnie, — ja z takiemi tylko osobami lubię szukać wygody, z któremi mi się podoba.
— Pojmuję zupełnie pani nieufność — rzekł margrabia, ukrywając swoją niecierpliwość — dlatego też polecę się pani nazwiskiem, które nie jest dla pani obcem.
— Jakiem nazwiskiem?
— Nazwiskiem pani hrabiny de Beaumesnil.
— Czy pan od miej przybywasz? — zapytała gospodyni z pośpiechem.
— Od niej? nie, pani — odpowiedział garbaty smutno i potrząsając głową — pani de Beaumesnil umarła.
— Ah! mój Boże! umarła... kiedyż umarła? ta biedna, kochana pani.