nie — pan intendent byłby już dawno otrzymał moją najpokorniejszą prośbę o udzielenie mi, w nieocenionej dobroci swojej, łaskawego zezwolenia na obejrzenie tego zamku.
— Mości panie — zawołał intendent z gniewem — czy to żart?
— Prawie, mój panie — odpowiedział doktor.
Na co intendent uczynił poruszenie, wyrażające gniew i niechęć.
— Ażeby rozmowy naszej nie kończyć żartami, panie intendencie — rzekła pani Bastien, zwracając się do niego — pozwól pan oznajmić sobie z całą uroczystością i powagą, że już nieraz czytałam, iż domy znakomitych panów odznaczają się przedewszystkiem największą grzecznością miejscowej służby.
— Więc cóż stąd, moja pani?
— Oto, zdaje mi się, że pan stara się, aby ten pałac był i pod tym względem wyjątkowym.
Niepodobieństwem byłoby opisać delikatność i ujmującą godność, z jaką Marja Bastien dała zasłużoną naukę intendentowi, który, nie odpowiedziawszy już ani jednego słowa, usta tylko przygryzał z gniewu i upokorzenia.
Poczem, wziąwszy doktora pod rękę, rzekła półgłosem do niego i do Fryderyka:
— Nie powinniśmy się temu dziwić bynajmniej, wszakże wiadomo, że w zaczarowanych zamkach znajdują się nieraz złe duchy, które przecież zawsze są podrzędne. Oddalmy się przeto z tego pięknego miejsca ze wspomnieniem, którego tutejszy zły duch nie zdoła nam zamącić.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
W kwadrans po tym wypadku pani Bastien, Fryderyk i doktór opuścił zamek Pont-Brillant.
Pan Dufour, który był wyższy od niegrzeczności tego człowieka, ubolewał tylko nad przykrością, jaką mogła