Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1260

Ta strona została skorygowana.

stał na chwilę wypadkiem, który wydarzył się pod samenai oknami doktora Dufour.
Czytelnik przypomina sobie zapewne owego poczciwego siwka, który przywiózł panią Bastien do Pont-Brillant, i na którego sędziwemi laty doświadczony rozsądek tak rachowano, że go samego w zaprzęgu i z lejcami na karku zostawiono przed domem doktora.
Potulne zwierzę zasługiwało na takie zaufanie i byłoby je zupełnie usprawiedliwiło, gdyby nie ta niespodziewana uroczystość św. Huberta, której obchód zamącił jego spokój.
Usłyszawszy pierwszy dźwięk trąb i rogów, poważny siwek nastawił tylko uszy, ale pozostał spokojnie na miejscu; lecz kiedy orszak zaczynał przechodzić koło niego, dźwięczny a przejmujący odgłos trąb, radosne oklaski widzów, krzyki dzieci, szczekanie psów, widok tylu koni, słowem wszystko to tak silne uczyniło wrażenie na sędziwym weteranie, że zapomniał o swojej zwykłej powadze i rozsądku, zarżał z radości, przypominając sobie słodkie chwile swojej młodości, i uczuł nieszczęśliwą chętkę połączenia się ze wspaniałym orszakiem, przechodzącym aleją.
Jakoż w dwóch susach dobiegł do myśliwców, ciągnąc za sobą stary kabrjolet i rozpędzając przed sobą przypatrujący się tłum ciekawych widzów.
Stanąwszy pośród świetnego orszaku, wspiął się na tylne nogi jak wesoła koza i przebierając swawolnie przedniemi, zagroził w swojej nieprzyzwoitej wesołości wspaniałej karecie margrabiny de Pont-Brillant, która, rzuciwszy się w głąb powozu, powiewała tylko chustką od nosa, krzycząc przeraźliwie razem ze swemi towarzyszkami. Na ten krzyk obejrzał się młody margrabia, zwrócił swego wierzchowca zręcznie i z pośpiechem, a przybiegłszy w największym pędzie na miejsce niebezpieczeństwa, ciężkiemi razami swojej szpicruty skarcił zuchwałą wesołość starego siwka w sposób tak dotkliwy,