uważać go za głupstwo jakieś... chociaż nie pierwszy raz słyszałeś pan to moje śpiewanie.
— O! nie, zapewne, nie pierwszy raz! — odpowiedział komendant z westchnieniem niezasłużonego zarzutu.
— Nauczyłam się tego pięknego romansu — rzekła gospodyni z serdecznem westchnieniem — w czasie... w czasie... ale, to już przeszło — dodała, ukrywając w głębi serca swojego niewygasłą boleść po stracie młodego żołnierza. — Śpiewałam jeszcze ten romans owej młodej zamaskowanej damie, która przybyła do nas w celu odbycia tajemnej słabości i która...
— Dobrze, już dobrze, wolę raczej tego romansu posłuchać — zawołał weteran, przerywając pani Barbancon, gdyż lękał się opowiadania tej wiecznie powtarzanej historji — tak jest, wolę posłuchać romansu niż tej historji... nie będzie on pewnie tak długi, ale niech mnie djabli wezmą, jeżeli rozumiem co to ma znaczyć:
Mais à présent que je suis loin de toi,
Je mange de tout sur la terre.
— Jakto, panie, pan tego nie rozumie?
— Nie!
— A przecież to rzecz tak prosta... ale wojskowi mają serce twarde.
— Słuchaj, mamo Barbancon, pogadajmy rozsądnie. Więc to jakaś smutna ciocia w swojej zgryzocie, że ów pauvre Jacques (biedny Jakób) się oddalił, zaczyna wszystko zjadać na ziemi?
— A nieinaczej, proszę pana, wszakże to każde dziecię może zrozumieć.
— Prawda! prócz mnie jednego.
— Co? pan tego nie rozumiesz... to nieszczęśliwe dziewczę jest tak zmartwione odjazdem biednego Jakóba, że je wszystko... wszystko na ziemi... wszystko... na nic nie zważając... biedna dziewczyna... onaby nawet truciznę, połknę-