rym wzywano cię na potajemną schadzkę pod skałę Grand-Sire?
— Nie... gdyż opuściłem Pont-Brillant o godzinie ósmej... Ale jeszcze raz pytam, co to wszystko ma znaczyć? Kto jesteś?
— Jestem tąż samą osobą, od której dzisiaj rano miałeś odebrać list.
— Dobrze więc! mój przyjacielu, możesz...
— Nie jestem pana przyjacielem — zawołał Fryderyk — jestem twoim wrogiem.
— Co takiego? — zapytał Rudolf ze zdziwieniem i pewnym niepokojem.
— Mówię, że jestem wrogiem pana.
— Doprawdy! — odparł Rudolf szyderczo, gdyż z natury był bardzo odważny — to rzecz zabawna! A jakże się nazywasz, mój panie wrogu?
— Nic panu nie zależy na mojem nazwisku.
— Mniejsza o to. Ale, mój drogi, pocóż mnie u djabła zatrzymywać... w nocy... na środku drogi?... Ah! domyślam się nareszcie, pan pisałeś do mnie?
— Tak.
— Ażeby mi oznajmić... że co?...
— Że pan będziesz nikczemnym... jeżeli...
— Nędzniku!... — krzyknął Rudolf z wściekłością, przerywając Fryderykowi i nacierając na niego koniem.
Lecz syn pani Bastien, uderzywszy w głowę wierzchowca lufą swej fuzji, zmusił go do pozostania na miejscu.
Rudolf, z początku zmieszany nieco, ale przedewszystkiem ciekawy dowiedzieć się, jakie mogły być zamiary nieznajomego, uspokoił się wkrótce i rzekł:
— Mówiłeś tedy... mój panie wrogu, że raczyłeś zaszczycić mnie swoim listem?
— Tak jest, ażeby panu oznajmić, że jeżeli nie jesteś nikczemnym tchórzem, przybędziesz dzisiaj pod skalę Grand-Sire, sam, tak jak ja, z fuzją nabitą kulami.
Po chwili nowego zdziwienia, margrabia odpowiedział:
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1324
Ta strona została skorygowana.