— A mogęż pana zapytać, cobyśmy tam robili, sami, z naszemi fuzjami?
— Stanęlibyśmy o dziesięć kroków, i strzelalibyśmy do siebie...
— Do licha! jakże mu pilno; a w jakim to celu mieliśmy się oddawać tej niewinnej rozrywce, mój panie wrogu?
— Ażebym pana zabił... albo pan mnie...
— W samej rzeczy... o dziesięć kroków... inaczej musielibyśmy bardzo być niezręczni; ale, mój kochany, to jeszcze nie dosyć chcieć zabijać ludzi, trzeba im przynajmniej powiedzieć: za co?
— Ja ciebie chcę zabić... ponieważ cię nienawidzę!
— Ah! Czy to być może?
— Nie drwinkuj panie de Pont-Brillant, nie drwinkuj...
— Wprawdzie trudną to jest rzeczą... ale... postaram się. A więc, mówisz pan, że mnie nienawidzisz... i z jakiegoż to powodu?
— Jak moje nazwisko, tak i powody mej nienawiści mało pana powinny obchodzić.
— Tak pan sądzi?
— Tak sądzę.
— To co innego... A przecież, jak pan uważa, ja jestem tak poczciwy, tak spokojny człowiek!... Więc to już nie ulega zaprzeczeniu... pan mnie nienawidzi... dobrze! i cóż więcej?
— Albo pan mnie zabije... albo ja pana....
— Rozumiem!... więc według wszelkiego prawdopodobieństwa, zdaje się... że to już jest myśl pana stała, niezmienna?...
— Panie de Pont-Brillant, jest to myśl tak dalece niezmienna, że ją pragnę wykonać... i to natychmiast.
— Mój panie kochany... moja babka obiecała mi zaprowadzić mnie w tym roku pierwszy raz na bal w operze... Wiesz! przekonany jestem, że nie znalazłbym na nim takiego zajęcia jak z tobą...
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1325
Ta strona została skorygowana.