Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1329

Ta strona została skorygowana.

tak powinni postępować. Jeżeli o tem nie wiedziałeś, spodziewam się, żem cię dostatecznie oświecił...
— Poco ta gadanina, panie de Pont-Brillant —zawołał Fryderyk głosem oburzonym — będziesz się pan bił, tu, natychmiast... czy nie?
— Więc ciągle jeszcze ten pojedynek na krzemienie lub fuzje — odpowiedział Rudolf spoglądając dokoła, jak gdyby chciał uchylić ciemności i rozpoznać miejsce, w którem się znajdował. — Już mnie zaczyna to nudzić.
— Odmawiasz więc?
— Dalibóg! — odpowiedział Rudolf, który, pragnąc położyć koniec temu zajściu, chciał zyskać na czasie i odwrócić uwagę Fryderyka — mam siedemnaście lat... przywiązany jestem do życia... lubię przyjemności... i ja, nie wiedząc nawet dlaczego, miałbym się narażać na to, ażeby mnie w nocy, jak psa jakiego zabito w tym wąwozie?. Co znowu! Gdyby to przynajmniej był pojedynek jak się należy, wśród dnia, w miejscu otwartem, ze szpadą w ręku... to co innego... ale taka zasadzka... i to jeszcze pierwszy mój pojedynek!... Oszalałeś, mój przyjacielu.
— Panie de Pont-Brillant, jesteś na koniu, a ja pieszo, noc jest ciemna, nie mogę więc obsypać cię policzkami, jak tego pragnę; ale chęć starcza za uczynek. To są twoje własne słowa. A teraz bijesz się, czy nie?...
— Przyjdź do mnie jutro... wśród dnia... wtedy ci odpowiem na twoje pytanie, albo każę cię wyrzucić za drzwi.
— Panie de Pont-Brillant, strzeż się.
— Czego?
— Jeden z nas musi tu zostać...
— Więc chyba ty zostaniesz... Tymczasem dobranoc, mój przyjacielu — rzekł Rudolf.
I to mówiąc, niespodzianie i silnie ubódł ostrogami swego wierzchowca, który jednym ogromnym skokiem rzucił się naprzód i tak gwałtownie potrącił piersiami Fryderyka, że ten upadł na ziemię.
Kiedy syn pani Bastion, odurzony jeszcze swym upad-