Spojrzawszy na panią Bastien wzrokiem głębokiego współczucia, poczciwy rolnik powiedział:
— Widzę, co panią niepokoi, i dalibóg, nie dziwię się wcale, że pani się lęka.
— Skończcie.... skończcie, na Boga!
— Oto cała rzecz: Pani się obawia, ażeby pan Fryderyk nie wyprawił się dzisiaj na polowanie do lasu pana margrabiego, nieprawdaż? Co do mnie, i ja tak myślę jak pani, a szczerze mówiąc, jest czego się lękać, bo pan margrabia jest równie nieubłagany dla polujących w jego lasach, i równie zazdrosny o zwierzynę, jak jego nieboszczyk ojciec; jego leśnicy to istne djabły, i gdyby znaleźli pana Fryderyka na jakiej zasadzce, jak mi Bóg miły, byłaby bieda.
— Tak jest, właśnie tego się obawiam, — zawołała pani Bastien skwapliwie, pomimo że zupełnie inny rodzaj obawy dręczył jej duszę. — Widzicie więc, mój Janie — dodała błagalnym głosem — że niema ani chwili czasu do stracenia, trzeba koniecznie ażebym bądź co bądź znalazła mego syna; pójdźmy, pójdźmy.
— Zaraz pani — rzekł rolnik, chętnie zabierając się do wyjścia — udajmy się ścieżką przez ściernisko; tym sposobem ujmiemy sobie drogi, i za kwadrans staniemy w lesie.
— Dziękuję wam, mój Janie kochany — powiedziała pani Bastien wzruszona — o! dziękuję... Idźcie teraz, ja pójdę za wami; tylko prędzej.
— Ale, mężu — zawołała jego żona w chwili kiedy już mieli wychodzić — jeżeli pójdziecie ścieżką, będziecie musieli przechodzić przez torfowisko, a ta dobra pani ma tylko lekkie trzewiczki, zamoczy się jeszcze i zachoruje.
— Janie, zaklinam was, nie traćmy czasu — wołała pani Bastien.
A odwróciwszy się do jego żony dodała:
— Dziękuję wam, dobra matko, niezadługo odeślę wam waszego męża.
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1336
Ta strona została skorygowana.