uważa... bo tu są głębokie i niebezpieczne doły... chce pani... ażebym jej dopomógł?
— Idźcie, idźcie, mój Janie; przyśpieszcie nawet kroku, jeżeli można, a na mnie nie zważajcie.
I krokiem pewnym i śmiałym postępowała w miejscach prawdziwie niebezpiecznych, których inaczej nawet wśród dnia nie byłaby się może odważyła przebywać.
W kilka minut potem zapytała:
— Mój Janie, która też to może być godzina?
— Jak księżyc pokazuje... zdaje mi się, że będzie teraz około siódmej.
— A przybywszy do lasu... daleko jeszcze będziemy od poręby?
— Najwyżej może sto kroków.
— Skoro staniemy na miejscu, wy, mój Janie, pójdziecie jedną, a ja drugą stroną poręby, i ze wszystkich sił będziemy wołali Fryderyka... Jeżeli nam nie odpowie... — dodała młoda kobieta z drżeniem — jeżeli nam nie odpowie... będziemy dalej szukali... boć niepodobna, ażebyśmy go nie mieli znaleźć, nieprawdaż Janie?
— Zapewne; ale wierzaj mi, pani, że dla większej ostrożności nie powinniśmy wołać pana Fryderyka.
— Dlaczego?
— Widzi pani, moglibyśmy tym sposobem zwrócić uwagę strażników leśnych, którzy pewnie wszyscy są na nogach, bo taki piękny księżyc... to jakby umyślnie świecił dla myśliwych.
— Macie słuszność... będziemy więc szukali mego syna, nie wołając go wcale — odpowiedziała Marja z drżeniem.
Poczem zakrywszy twarz rękoma, jak gdyby chciała uniknąć jakiegoś strasznego widzenia, zawołała:
— Ah!... ja oszaleję!...
I znowu udała się spiesznym krokiem za swoim przewodnikiem.
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1339
Ta strona została skorygowana.