że słyszy zdaleka najprzód tętent kania, galopującego drogą prowadzącą około folwarku, a następnie zatrzymującego się przed bramą.
Wkrótce nie miała już żadnej wątpliwości, gdy usłyszała gwałtowne dzwonienie przed drzwiami.
Godzina była tak niezwykła, że, przypuszczając, iż leśnicy margrabiego, dowiedziawszy się o zasadzce Fryderyka, przybyli go obecnie aresztować, pani Bastien uczuła okropną trwogę; trwogę przesadzoną, szaloną, ale niestety, dającą się zupełnie usprawiedliwić stanem umysłu, w jakim się ta biedna kobieta znajdowała; dlatego też, skoro usłyszała dźwięk dzwonka, pobiegła zamknąć pokój swego syna, następnie schowała klucz od niego, i znowu z żywym niepokojem nadstawiała ucha, ktoby to mógł przyjechać.
Po chwili zapukano do drzwi pokoju pani Bastien.
— Kto tam? — zapytała.
— To ja, pani, Małgorzata.
— Czego chcesz?
— Proszę pani, to pan doktór Dufour przyjechał do nas.
Marja odetchnęła, wstydząc się już swej lękliwości.
Małgorzata mówiła dalej:
— Pan doktór pragnie rozmówić się z panią w sprawie bardzo pilnej, bardzo ważnej!
— Proś pana doktora, ażeby zaczekał na mnie w bibljotece. Zapal tam ogień zaraz i przynieś światła.
— Dobrze, pani.
Lecz namyśliwszy się, że tym sposobem oddaliłaby się od swego syna, pani Bastien przywołała służącą napowrót i powiedziała do niej:
— Przyjmę pana Dufour tutaj, w moim pokoju, poproś go, ażeby przyszedł.
— Natychmiast, pani.
— Doktór na folwarku... o takiej godzinie? — rzekła pani Bastien do siebie z największem zdziwieniem — cze-
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1353
Ta strona została skorygowana.