— Pozwól mi pani teraz jeszcze zachować milczenie w tej mierze, dopóki nie postąpię dalej na tej drodze nader jeszcze ciemnej, którą mi wskazówka ta otwiera, jeżeli mnie moje przeczucie nie omyli i doprowadzi do odkrycia jakich faktów ważnych, wtedy będę mógł objaśnić pani moją myśl; jeżeli ona będzie trafna, wtedy oczywistość jej uderzy panią, a silny, mojem i pani przekonaniem, działać będę z daleko większą pewnością. Mój Boże! — dodał David, uśmiechając się smutnie — przebacz mi pani dzisiejsze moje milczenie, ale praca nasza jest tak trudna, tak drażliwa, że jedna drobnostka może ją zniweczyć, albo ocalić Wszystko. Jeszcze raz tedy błagam panią o przebaczenie.
— Pan żąda przebaczenia, panie David, kiedy nawet tu milczenie jest nowym dowodem pana szlachetnej troskliwości o mój najdroższy... niestety! o mój jedyny skarb na tej ziemi?
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Wieczorem tego samego dnia, w którym pani Bastien miała powyższą rozmowę z David’em, Małgorzata, przed udaniem się na spoczynek, przyszła rozebrać swą młodą panią i powiedziała do niej:
— Od powrotu z przechadzki widziałam panią tak zajętą z panem David’em, że nie chciałam przeszkadzać, ażeby panią uwiadomić o jednej nadzwyczajnej rzeczy.
— Cóż takiego?
— Może w godzinę po wyjściu pani z panem Fryderykiem i panem David‘em, usłyszałam wielki hałas przed bramą... wyszłam zatem na podwórze... i ujrzałam wspaniałą czterokonną karetę... Wie pani kto był w tej karecie? O! nie zgadłaby pani do jutra nawet... oto pani margrabina de Pont-Brillant, która chciała z panią mówić...
— Ze mną! — zawołała Marja, blednąc i lękając się, czy zamach Fryderyka nie został odkryty — to być nie może... mylisz się Małgorzato... ja nie znam pani de Pont-Brillant...