Małgorzaty. Jest, to delikatność, zdająca mi się być niepojętą w takiej kobiecie, jaką jest pani de Pont-Brillant, która zapewne nie chciała pominąć tej sposobności udzielenia hojnego datku imieniem swego wnuka. Wreszcie pani de Pont-Brillant obiecuje przybywać częściej do pani... lecz...
— Nie chce, ażebym sobie zadawała pracę i odwiedzała ją nawzajem w zamku. Zauważyłam ja to upokarzające wyróżnienie, panie David, i w takim razie nawet, gdybym czuła najmniejszą ochotę odpowiedzieć na grzeczność margrabiny, ten ubliżający postępek skłoniłby mnie do zamknięcia przed nią na zawsze mojego domu. Ale daleką będąc od tej smutnej próżności, ażeby mi odwiedziny te miały pochlebiać, przeciwnie czuję niepokój jakiś, obawę nawet... myśląc, że gdyby pani de Pont-Brillant przybyła tu ze swym wnukiem, Fryderyk mógłby spotkać się oko w oko z przedmiotem swej nienawiści. Ah! panie David, serce moje truchleje na tę myśl, gdyż przypominam sobie ową okropną scenę w lesie.
— Ta wizyta, równie jak pani, i mnie zdaje się być bardzo dziwną, zwłaszcza, że towarzyszące jej okoliczności były nader podejrzane. Nasz przyjaciel, doktór Dufour, wspominał mi o owdowiałej margrabinie de Pont-Brillant jako o kobiecie, która, mimo swego sędziwego wieku, zachowała cynizm i zepsucie epoki w której żyła w swojej młodości. Zatem wstręt pani do margrabiny jest zupełnie usprawiedliwiony; lecz porównywując jej grzeczność, jakkolwiek ona jest ubliżającą, z nienawiścią Fryderyka ku Rudolfowi de Pont-Brillant, zdaje się przynajmniej być rzeczą widoczną, że margrabia nie zna pani syna. Inaczej bowiem jakżeby on się zgodził na towarzyszenie tu swej babce?
— Właśnie toż samo myślałam, panie David. Ah! w głowie mi się mąci, kiedy usiłuję odkryć tę smutną tajemnicę.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |