Jeszcze dwa czy trzy dni upłynęły na bezskutecznych usiłowaniach nauczyciela i Marji.
Fryderyk pozostał nieodgadnionym.
David uciekał się już do środków ostatecznych: wspominał mu o Rudolfie de Pont-Brillant. Młodzieniec zbladł nieco, spuścił głowę, lecz pozostał niemym i martwym.
— Wyrzekł się już przynajmniej swej zemsty — pomyślał David, zastanawiając się uważnie nad rysami Fryderyka. — Nienawiść może jeszcze istnieje... ale przynajmniej pozostanie już tylko bierną...
Przekonanie to, podzielane i przez Marję uspokoiło ją cokolwiek co do prawdopodobieństwa drugiego wybuchu Fryderyka, który ją największą napełniał trwogą.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Stan Fryderyka zdawał się z każdym dniem pogarszać.
Nieszczęśliwy chłopiec był już tylko cieniem własnej osoby: uporczywy, samowładny równie w dobrem jak w złem... czuł teraz równie gwałtowne wyrzuty sumienia z powodu swego okropnego czynu, jak dawniej żądzę zemsty... a nadto pozostawiał ciągle pod ciężarem tej nieszczęsnej myśli:
— Jakież porównanie matka moja uczyni, pomiędzy mną, który chciałem zostać podłym mordercą... a tym szlachetnym margrabią, o którym mówiła z takiemi do mnie pochwałami... A jednak gdyby ona wiedziała... O!... biada mi, biada!.. więcej, niż kiedykolwiek nienawidzę tego Pont-Brillant, a własne sumienie rozbroiło mnie.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Pewnego dnia David powiedział do Marji:
— Czy Fryderyk, przyjmując chętnie skromny i mierny byt, jaki u pani znajdował, nie okazał nigdy jakiej chęci do przepychu, bogactwa, albo czy nie objawiał przynajmniej żalu, że ich nie posiadał?
— Nigdy, panie David; niema jednej myśli syna mojego, którejbym nie zachowała w pamięci... gdyż od owej