nieszczęsnej chwili cale życie swoje przepędzam na rozpamiętywaniu przeszłości... Nie, nigdy nie słyszałam Fryderyka pragnącego czegoś więcej, nad nasze skromne i prawie ubogie istnienie... Ileż to razy powtarzał on mi z tkliwością:
— Matko kochana, jestże los pomyślniejszy od naszego.. Jakie to szczęście żyć z tobą, w naszym małym, spokojnym i samotnym świecie.
Biedna Marja nie była w stanie dokończyć... to wspomnienie błogiej przeszłości wzruszyło ją nadzwyczajnie.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
David atoli, nie zniechęcając się niczem, postępował ciągle za swoją myślą, z tą wytrwałą powolnością, z tą drobiazgową i głęboką rozwagą, przy której pomocy mędrcy z kilku nieznaczących prawie urywków, częstokroć nowy świat, epokę, lub istotę jaką potrafią odbudować.
— Nie zauważyła pani kiedy — mówił innym razem David — czy Fryderyk nie jest wyniosły? W poufnych rozmowach z panią... zwłaszcza w rozmowach o jego przyszłości, jakie on też miał w tej mierze wyobrażenia?
Marja uśmiechnęła się smutno i odpowiedziała:
— Pewnego razu rzekłam do niego: Słuchaj moje dziecię, gdy wyrośniesz na mężczyznę, jakiż zawód obierzesz tobie? czem będziesz chciał zostać? — Twoim synem, odpowiedział mi z tkliwością i wdziękiem, których pan sobie nie zdoła wyobrazić. — Rozumiem cię, moje dziecię, ależ zawsze będziesz sobie musiał obrać jakiś zawód.
— Spędzić całe życie na kochaniu ciebie, matko, na uczynieniu cię szczęśliwą, prócz tego nie widzę, nie chcę innego zawodu — Lecz w każdym razie... drogi ty szaleńcze, musisz się czemś zająć? — Całować cię? patrzeć na ciebie? słuchać twego głosu? powtarzać ci, że cię kocham? przechadzać się z tobą? rozdawać razem z tobą jałmużnę? oglądać nasze kwiaty? przypatrywać się ra-