zem z tobą pięknemu wschodowi i zachodowi słońca? podziwiać wznoszący się księżyc nad naszemi dębami? Nie dosyćże to zajęcia? Ah! matko! matko... chociażby dnie były dwa razy dłuższe niż dzisiaj... nie miałbym ani jednej chwili wolnej... Oto, panie David — rzekła Marja, osuszając swoje łzy, taka to była wtedy duma mojego syna...
— Ujmujący i piękny charakter — zawołał David, podzielając wzruszenie Marji; poczem dodał: — a w czasie zwiedzania zamku Pont-Brliant, o którem mi pani wspomniała, czy Fryderyk nie był zasmucony widokiem takiego przepychu?
— Nie, panie, i prócz owego wypadku, o którym panu mówiłam, to jest grubijaństwa rządcy, które na chwilę rozgniewało mego syna... dzień ten był równie dla niego jak i dla nas wesoły i zajmujący.
— A potem — dodał David zwolna — a potem... nic... nie obudziło w pani myśli... że Fryderyk porównywał z niejaką goryczą może zazdrością, swój skromny byt z rozkosznem życiem młodego margrabiego?
— Fryderyk! — zawołała pani Bastien, spoglądając na David’a z pewnym wyrzutem. — Ah, panie! moje nieszczęśliwe dziecię... upadło bardzo głęboko; gwałtowność charakteru jego natchnęła go myślą zbrodniczą... której przyczyny dociec nie możemy... ale, on, zazdrosny... on! ah! panie David, pan się myli. Dobre i złe chwile całego życia jego zasłaniają go od tego zarzutu.
David nic nie odpowiedział.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Z każdym dniem zwiększała się zażyłość David’a i Marji skutkiem wspólności ich zainteresowań i obaw; w każdej chwili łączyli się z sobą jednością wynurzeń, trosk, zamiarów lub nadziei.
Henryk David i Marja spędzali tym sposobem w zupełnej samotności długie wieczory zimowe, gdyż syn pani