Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1427

Ta strona została skorygowana.
XXIV.

Nazajutrz rano, o godzinie ósmej, David czekał w salonie na panią Bastien, która też wkrótce przybyła.
— Dzień dobry pani — rzekł do niej nauczyciel. — Jakże, cóż robi Fryderyk?
— Doprawdy, panie David, nie wiem, czy się mam cieszyć, czy trwożyć na nowo, gdyż dzisiejszej nocy przytrafiło mi się coś nadzwyczajnego...
— Jakto? Pani?
— Znękana wzruszeniami zeszłego wieczoru, spałam głębokim i ciężkim snem, po którym ocknąwszy się nawet człowiek pozostaje zwykle w bezwładnem odrętwieniu i ledwie zdolny jest przypomnieć sobie, co się wkoło niego działo. Nagle, zdawało mi się, że wpół zbudzona, nie wiem już z jakiego powodu, ujrzałam niewyraźnie przy świetle lampy, Fryderyka pochylanego nad mojem łóżkiem, wpatrywał się we mnie ze łzami w oczach i mówił:
— Żegnam cię... matko, żegnam! — Chciałam przemówić do niego, poruszyć się; ale bezwładność, którą bezskutecznie chciałam pokonać, przez chwilę nie dozwoliła mi tego wykonać. Nareszcie skutkiem ostatniego wysiłku woli, obudziłam się zupełnie. Fryderyk już znikł. Nie mogąc zebrać jeszcze zmysłów, pytałam samej siebie, czy to zjawisko było snem czy rzeczywistością? miotana tą wątpliwością, udałam się potem do mego syna, spał albo przynajmniej udawał głęboki sen. Nie wiedząc co czynić, nie