przypomniał sobie, że widział Indjan, mieszkających na brzegach obszernych jezior, przywracających częstokroć życie swoim «utopionym towarzyszom, przez przywracanie w nich ciepła i biegu krwi, za pomocą szerokich kamieni rozgrzanych, tworzących pewien rodzaj łaźni, na których kładzie się umierającego i trze jego ciało mocnemi płynami.
Strycharze z pośpiechem przyszli w pomoc David‘owi. Najprzód owinięto Fryderyka w grubą kołdrę, położono na warstwie cegieł i wystawiono na silne ciepło, wydobywające się z pieca ceglarskiego; butelka wódki ofiarowana przez starszego strycharza, służyła do nacierania. Dosyć długo David powątpiewał o pomyślnym skutku tych wszystkich usiłowań. Lecz później ukazały się nareszcie lekkie symptomaty życia, które napełniły jego serce radością i nadzieją.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
W godzinę po przeniesieniu do cegielni, Fryderyk, przyszedłszy zupełnie do siebie, tak bardzo jeszcze był osłabiony, że ani słowa nie mógł wymówić, chociaż już kilkakrotnie wzrok jego zatrzymywał się na David’zie, z wyrazem niewypowiedzianego rozrzewnienia i wdzięczności. Nauczyciel i jego uczeń znajdowali się wtedy w skromnej izdebce strycharza, który z czeladzią swoją wyszedł na brzeg rzeki, ażeby się przypatrzyć temu nadzwyczajnemu wezbraniu rzeki, które już od wielu lat podobnej nie doszło wysokości; dlatego też, chociaż nie przewidywano jeszcze wylewu, stan rzeki budził żywy niepokój w jej nadbrzeżnych mieszkańcach, którzy z trwogą przyglądali się ciągłemu wzrastaniu jej wód.
David podawał właśnie Fryderykowi jakiś urzeźwiający i wzmacniający napój, gdy ten odezwał się do niego słabym i wzruszonym głosem:
— Panie David, wszakże to panu winien jestem szczęście, że będę jeszcze oglądać mą matkę?...
— Tak jest, zobaczysz ją, moje dziecię — odpowiedział