Pani Bastien nie dowiedziała się wcale o niebezpieczeństwie, jakie zrana groziło jej synowi, który wkrótce potem, równie jak i David odszedł zmienić swoje mokre ubranie. Następnie wrócili do pani Bastien, która wciąż zapytywała się w duchu, jakim cudownym sposobem David zdołał tak nagle uleczyć Fryderyka.
Ujrzawszy się znowu po chwili czasu, matka i syn, powtórnie rzucili się sobie w objęcia. Podczas tego serdecznego uścisku, młoda kobieta prawie mimowolnie szukała wzroku David‘a, jak gdyby go chciała objąć w macierzyńskich pieszczotach i odwdzięczyć mu się za szczęście jakiego kosztowała.
Fryderyk, rzuciwszy okiem dokoła, zdawał się oglądać z rozrzewnieniem wszystkie przedmioty, znajdujące się w pokoju szkolnym.
— Matko — rzekł po chwili milczenia z wdzięcznym uśmiechem — może mnie nazwiesz szalonym... ale zdaje mi się... że już wiele czasu upłynęło, jak tutaj nie byłem... oto wiesz, zdaje mi się, że od tego dnia, kiedyśmy poszli do zamku Pont-Brillant... nasze książki... nasze rysunki... nasz fortepian... zresztą, ten mój stary fotel... wszystko to są dawni przyjaciele, których znajduję po długiem rozstaniu.
— Rozumiem cię, Fryderyku — odpowiedziała pani Bastien z uśmiechem. — Jesteśmy jak owi śpiący w powieści Belle au bois dormant. Sen nasz przecież nie tak bardzo długi, trwał tylko pięć miesięcy! Przykre marzenia wstrząsały nami nieraz, ale budzimy się równie szczęśliwi, jakeśmy zasnęli. Wszakże prawda?
— Szczęśliwsi! matko! — dodał Fryderyk, biorąc David‘a za rękę. — Zbudziwszy się, znaleźliśmy przy sobie przyjaciela.
— Masz słuszność, moje dziecię — rzekła młoda matka, wpatrując się w David‘a czarującem spojrzeniem; poczem widząc, że Fryderyk otworzył szklane drzwi, wychodzące do lasku, pani Bastien zawołała:
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1455
Ta strona została skorygowana.