— Ah! — zawołała pani Bastien, nagle oświecona tem wyznaniem, i drżąc z obawy niebezpieczeństwa, jakie groziło jej synowi. — Ah! teraz rozumiem wszystko, nieszczęsne dziecię!...
— Szczęśliwe dziecię, matko... gdyż jeżeli ta zazdrość dla braku pielęgnowania, była długo czarną i dziką jak ten cierń, o którym mówiliśmy, to nasz przyjaciel — dodał Fryderyk, zwracając się do David’a z uśmiechem najszczerszego przywiązania i wdzięczności — to przyjaciel nasz zaszczepił na niej tę wzniosłą zazdrość współzawodnictwa i szlachetnej dumy... Zobaczysz, matko, jaki stąd wzrośnie owoc... zobaczysz, jak odwagą i pracą wsławię twoje i moje imię, to skromne imię, którego niskość tak mnie dręczyła. O! chwała! sława! Moja matko, jakaż to piękna przyszłość! I ty kiedyś z upojeniem, z dumą powiesz: To jednak mój syn, to jest mój syn!
— Moje dziecię, o! moje drogie dziecię! — wołała Marja w zachwyceniu — rozumiem teraz ocalenie twoje, jakem zrozumiała chorobę.
Poczem, zwróciwszy się do nauczyciela, zdołała tylko powiedzieć:
— Panie David! o! panie David!
Łkanie i łzy radości przerwały jej dalszą mowę...
— Tak, dziękuj mu, matko — dodał Fryderyk, uniesiony wyruszeniem — kochaj go, błogosław go, bo nie wiesz, ile dobroci, ile delikatności, ile męskiego rozumu, ile geniuszu okazał wyleczywszy twego syna, słowa jego pozostały tutaj, niezatarte w sercu mojem; wróciły mnie one do życia, do nadziei, do wszystkich uczuć wzniosłych, jakie tobie winien byłem. O! dzięki ci składam, moja matko, twója to ręka wybrała mi i tego zbawcę, który mnie tobie powrócił, godnym ciebie.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Łatwo domyślić się można, jak rozkoszny wieczór przepędzili w salonie matka, syn i nauczyciel.