Podczas kiedy wóz się oddalał, David wziął jeszcze raz perspektywę, którą pozostawił w lasku na ławce i poszukał folwarku. Woda znajdowała się już tylko o dwie stopy od wierzchołka dachu, na którym chroniła się jeszcze cała familja dzierżawcy.
David położył perspektywę na ławce i uroczystym głosem rzekł do Fryderyka:
— Moje dziecię, uściskaj twą matkę... i chodźmy... czas nagli...
Dreszcz przebiegł wszystkie członki Marji i okryła się śmiertelną bladością.
Przez chwilę okropna walka toczyła się w duszy młodej niewiasty, pomiędzy głosem obowiązku, nakazującym dozwolenie Fryderykowi spełnienia czynu szlachetnego z narażeniem własnego życia, a głosem krwi radzącym jej uchylenia go od narażania się na niebezpieczeństwo śmierci; walka ta była tak ciężka, że Fryderyk, który oka nie spuścił ze swej matki, widział ją upadającą już... pod obawą utracenia syna w chwili, kiedy go dopiero odzyskała tak godnym siebie.
Dlatego też Marja, ściskając Fryderyka w swoich objęciach, jakgdyby chciała przeszkodzić jego oddaleniu, zawołała bolesnym głosem:
— Nie... nie... ja nie chcę...
— Moja matko — rzekł do niej Fryderyk z cicha — chciałem go zabić... a tam... są ludzie, których mogę wyrwać od śmierci.
Marja dowiodła teraz bohaterskiej odwagi.
— Więc dobrze... moje dziecię... pójdź — rzekła do niego.
I postąpiła kilka kroków, jak gdyby i ona chciała udać się za statkiem.
— Pani!... — zawołał David, odgadując jej postanowienie — to być nie może.
— Panie David, ja nie opuszczę mego syna!
— Moja matko!...
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1470
Ta strona została skorygowana.