Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1477

Ta strona została skorygowana.

który stał na ławce; jednę rękę trzymał w kieszeni swego jasnego makintosza, drugą wskazywał na jakiś oddalony punkt, którym zapewne był zalany folwark, gdyż w tej części Doliny nie widać było żadnej innej budowli.
Statek David’a był tak oddalony od tej łodzi, że nie można było rozpoznać rysów osoby, zdającej się nią kierować. Lecz z wyrazu twarzy Fryderyka David domyślił się wkrótce, że jej właścicielem był nie kto inny tylko Pont-Brillant.
Obecność margrabiego na miejscu niebezpieczeństwa dała się wytłumaczyć owym pośpiechem żandarma, którego David spotkał jadącego do zamku, a który udawał się po pomoc dla nieszczęśliwych włościan.
Na widok Rudolfa de Pont-Brillant, którego obecność tak mocno wzruszyła Fryderyka, David zdziwił się, ale zarazem uczuł i pewne zadowolenie; spotkanie młodego margrabiego zdawało się być zrządzonem przez samą opatrzność; dlatego to, wpatrując się przenikliwym wzrokiem w swego ucznia, David powiedział do niego:
— Moje dziecię, wszakże poznałeś pana de Pont-Brillant?
— Poznałem, mój przyjacielu — odpowiedział młodzieniec, śledząc ognistym i niespokojnym wzrokiem wszystkie ruchy łodzi, która widocznie zmierzała także do zalanego folwarku, od którego wtedy nierównie więcej była oddalona jak statek David‘a ale sześć wioseł tej patrycjuszowskiej barki, musiały koniecznie podwoić szybkość jej biegu.
— Dalej, Fryderyku — rzekł David silnym głosem — pan de Pont-Brillant zmierza równie jak my do folwarku, w zamiarze przyniesienia ratunku tym nieszczęśliwym. Teraz dopiero należy zazdrościć młodemu margrabiemu, teraz zazdrość okaże się prawdziwie piękną.
— O! ja go uprzedzę! — zawołał Fryderyk z nadzwyczajnym zapałem.
— Do wioseł tedy, moje dziecię. Pomyśl jeszcze raz