— Któż się to poważył kazać ścinać drzewo w mojej jedlinie?
— W jakiej jedlinie? — zapytała Marja mimowolnie, tak dalece była zmieszana przybyciem swego męża.
— Jakto! w jakiej jedlinie? — odpowiedział Jakób Bastien — w mojej jedlinie nad traktem. Czy gadam po turecki!? Przechodząc tamtędy zobaczyłem ze zgrozą, że spuszczono przeszło tysiąc sztuk drzewa i to drzewa najpiękniejszego! Pytam się zatem, kto się poważył sprzedawać drzewo bez mego rozkazu?
— Nie zostało ono sprzedane — odpowiedziała Marja, odzyskując zwykły spokój umysłu.
— Kiedy nie zostało sprzedane... pocóż je spuszczono? kto je kazał ścinać?
— Ja.
— Ty.
Zdjęty nadzwyczajnym podziwem Jakób Bastien milczał czas jakiś, poczem odezwał się znowu:
— Tak! więc to ty... To coś zupełnie nowego. Nie, to już za wiele; cóż to powiesz na to kumie Bridou?
— Widzisz, Jakóbie, trzeba pierwej wysłuchać.
— Właśnie i ja tak myślę... i cóż to była za potrzeba pieniędzy tak nagła, dla której pani kazała ściąć tysiąc moich najpiękniejszych jodeł, jeżeli wolno zapytać?
— Słuchaj, zdaje mi się, że właściwiej byłoby mówić o interesach, kiedy będziemy sami. Zapewne nie zauważyłeś, że jest tu obecny pan David, nowy nauczyciel mego syna?
I spojrzeniem wskazała pani Bastien na David’a, który stał na boku.
Jakób Bastien odwrócił się szybko i zmierzywszy od stóp do głowy David‘a, który mu się ukłonił, rzekł do niego opryskliwie.
— Słyszałeś pan, ja chcę rozmówić się z moją żoną.
David ukłonił się i wyszedł z pokoju; głęboko urażony
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1512
Ta strona została skorygowana.