Kiedy pani Bastien, jej mąż i Bridou weszli do pokoju jadalnego, zastali już w nim David‘a i Fryderyka.
Ostatni z nich, spojrzawszy na swego nauczyciela wzrokiem pewnego porozumienia, zbliżył się do Jakóba Bastien i powiedział do niego z uszanowaniem:
— Dzień dobry, kochany ojcze... zdawało mi się, że chciałeś pozostać sam z moją matką, dlatego oddaliłem się prawie zaraz, po twojem przybyciu.
— Jak uważam, twoja choroba już przeszła — rzekł Bastien szyderskim głosem do swego syna — i teraz nie potrzebujesz już owej podróży dla rozrywki? Szkoda... bo ja bardzo myślę o twoich przyjemnościach.
— Nie wiem, co chcesz przez to powiedzieć, mój ojcze.
Zamiast odpowiedzieć swemu synowi, Bastien, stojąc jeszcze przed stołem, zajęty był w tej chwili liczeniem stojących na nim talerzy; spostrzegłszy zaś pięć nakryć, rzekł do żony surowym głosem:
— Dlaczego tu jest pięć nakryć?
— Jakto — odpowiedziała Marja — bo nas jest pięć osób.
— Co, pięć!... ja, Bridou, ty i twój syn, to czyni pięć?
— Zapominasz o panu David — rzekła Marja.
Jakób odwrócił się śpiesznie do nauczyciela i powiedział do niego:
— Nie wiem pod jakiemi warunkami moja żona przyjęła waćpana... Ale co do mnie, który jestem panem domu,
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1518
Ta strona została skorygowana.
XXXIV.