— Czego chcesz?
— Mój Boże!... ja nie wiem... pani... czy się odważyć...
— Co takiego, Małgorzato, o cóż ci idzie?
— Przerwała mi pani wprzódy, kiedym zaczęła mówić o panu... a jednak miałam pani powiedzieć... coś...
Poczciwa służąca spojrzała na swą panią smutnym wzrokiem; nie mogła dalej mówić; lecz Marja zapytała:
— Mój Boże, cóż to znaczy? Małgorzato! ty mnie przestraszasz.
— Oto, widzi pani... kiedym weszła do pokoju jadalnego, niosąc dla pana ową wódkę, której ode mnie żądał, pan Bridou powiedział do niego: Jakóbie, ty tego nie zrobisz... Skoro mnie pan spostrzegł, nic na to nie odpowiedział, ale skinął tylko na pana Bridou, ażeby milczał; lecz kiedym wyszła z pokoju... wtedy... pani mi tego nie weźmie za złe, ze względu na moje dobre chęci...
— Mów dalej, Małgorzato.
— Wyszłam tedy z jadalnego pokoju, ale zatrzymałam się chwilkę pod drzwiami, ażeby się czego dowiedzieć.. i wtedy usłyszałam jak pan Bridou mówił do pana Bastien: jeszcze raz, Jakóbie, ty tego nie zrobisz... Na to pan odpowiedział: Zobaczysz... Nie śmiałam już dłużej słuchać, i...
— Dobrze uczyniłaś, Małgorzato, już i tak było z twej strony wielką nierozwagą, którą jedynie twoje przywiązanie do mnie może usprawiedliwić...
— Co! więc to pani nie zatrważa... że pan powiedział?.
— Przecież nie mamy żadnego dowodu, moja poczciwa Małgorzato, ażeby te słowa pana Bastien miały się do mnie odnosić; zdaje mi się, że tym razem przestraszyłaś się bez żadnego powodu.
— Daj to Boże!
— Teraz, proszę cię, idź zobaczyć, czy pan Bastien i jego przyjaciel są jeszcze przy stole. Jeżeli już wstał, to możesz iść spać, ja nie będę cię potrzebować.
Małgorzata wróciła po chwili, mówiąc do swej pani:
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1530
Ta strona została skorygowana.