— Zaniosłam teraz panu i panu Bridou świece, już sobie powiedzieli dobranoc... i... ale, proszę pani — rzekła Małgorzata przerywając sobie — czy pani słyszy? to pan Bridou idzie na górę.
Rzeczywiście, słychać było kroki przyjaciela pana Bastien na wąskich drewnianych schodach, prowadzących do pokoju, dotąd zajmowanego przez David‘a.
— Czy mój mąż poszedł do swego pokoju? — zapytała Marja służącą.
— Zobaczę z podwórza, czy światło jest już u pana — odpowiedziała Małgorzata.
Jakoż wyszła z pokoju, a wróciwszy niezadługo, drżąc z zimna, rzekła do swej pani:
— Pan już jest w swoim pokoju, widać światło przez okiennice... Mój Boże!... jakież to okropne zimno; śnieg pada wielkiemi płatami, a ja zapomniałam rozpalić ogień u pani. Może pani posiedzi jeszcze trochę, tobym...
— Nie, Małgorzato, dziękuję ci; zaraz się położę.
Zamyśliwszy się potem chwilkę, Marja dodała:
— Wszakże moje okiennice są zamknięte, nieprawdaż?
— Tak jest, pani.
— A w pokoju mego syna?
— Także, pani.
— A więc dobranoc, Małgorzato. Jak tylko zadnieje przyjdziesz do mnie.
— Czy pani nie da mi już żadnego polecenia?
— Nie, dziękuję ci.
— Dobranoc, pani.
Małgorzata oddaliła się.
Marja zaryglowała drzwi, obejrzała okiennice wewnętrzne czy są dobrze zamknięte i zaczęła się zwolna rozbierać, dręczona okropną trwogą, na myśl o rozmaitych wypadkach tego wieczoru, o tajemniczych słowach pana Bridou, dotyczących Fryderyka, a mianowicie o tej rozmowie Jakóba z jego przyjacielem, którą Małgorzata w części podsłuchała:
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1531
Ta strona została skorygowana.