pnie zmieniły, przystąpił jeszcze bliżej do swej żony, i wskazując na drzwi, zawołał:
— Precz z mojego domu! wyganiam cię stąd, ty podwójna złodziejko!
Marja nie mogła dać wiary, ażeby Jakób rzeczywiście mógł mieć taki zamiar. Myślała tylko o tem, ażeby jak najprędzej zakończyć tę przykrą scenę i uniknąć wdania się David’a lub jej syna. Dlatego też odpowiedziała swemu mężowi jak tylko mogła najłagodniej, w nadziei, że zdoła go może uspokoić.
— Bastien, proszę cię usilnie... idź do twego pokoju i pozwól mi odejść do mojego, powtarzam ci, że jutro...
— Do stu piorunów! — krzyknął Jakób, nie posiadając się już w swojej wściekłości — ja nie mówię, ażebyś wróciła do twego pokoju, ale żebyś się natychmiast wyniosła z mojego domu... Mamże cię wziąć za kark i wyrzucić z niego?
— Ja mam wyjść z domu! — powtórzyła Marja, poznawszy nareszcie z dzikiego wyrazu twarzy Jakóba, że to już nie była groźba, ale widoczna wola jego.
Było to okropne, szalone, ale czegóż się mogła spodziewać od takiego nędznika, którego prócz tego opilstwo rozjątrzyło do takiego stopnia?
— Ja mam wyjść z domu! — powtórzyła Marja ze zgrozą — ależ nie!... to być nie może, ażebyś ty tego chciał rzeczywiście... noc jest tak ciemna... zima...
— Co mnie do tego?
— Jakóbie, zaklinam cię, zastanówże się... Mój Boże!... Przecież to pierwsza godzina po północy, gdzież ja pójdę?
— Nic mnie to nie obchodzi.
— Ależ, Bastien...
— Po raz pierwszy!... czy wychodzisz, złodziejko?
Olbrzym przybliżył się znowu do swej żony.
— Jakóbie... jedno słowo... jedno słowo tylko...
— Po raz drugi!
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1540
Ta strona została skorygowana.