w oczach, świeże powietrze pewnie mnie orzeźwi... Na, wypij to na drogę, mój kumie, i ruszajmy. Mamy cztery godziny drogi do Blemur.
— Twoje zdrowie, stary! — rzekł Bridou, nalawszy sobie kieliszek wódki. — Ale cóż to! czy ty nie pijesz?
— Co znowu... może mnie to poratuje trochę, bo mi jakoś bardzo mętno w głowie.
Wypiwszy drugi kieliszek wódki, który jednak zamiast spodziewanego światła, jeszcze bardziej pomieszał jego myśli, Jakób oddalił się ze swoim towarzyszem z pokoju, przeszedł przez sień i otworzył drzwi, za które dwie godziny temu wypchnął swoją żonę.
Marja nie znajdowała się już pod wystawą, gdzie usiadła w pierwszej chwili.
Śnieg przestał padać; księżyc świecił jasno, mróz był nierównie większy, a Jakób czuł go tem więcej, że dopiero przed chwilą wypił dwa kieliszki wódki; myśli jego były przez jakiś czas tak powikłane, że, wyszedłszy z domu udał się samym środkiem ogrodu, zamiast pójść ścieżką prowadzącą do furtki.
Bridou spostrzegł to roztargnienie swego przyjaciela i zawołał:
— Jakóbie... Jakóbie... a gdzież ty u djabła idziesz?
— Aj to prawda — odpowiedział Bastien, zatrzymując się nagle i chwiejąc się na wszystkie strony — to prawda... mój kumie — powtórzył jeszcze — nie wiem, co mi jest... ale jestem zupełnie odurzony... idę na prawo, kiedy chcę iść na lewo... zapewne to dlatego, że zimno mnie tak odrazu ogarnęło.
— Ba! do licha, bo też to mróz siarczysty — zawołał Bridou, dzwoniąc zębami — ja mam gruby płaszcz na sobie i głowę opatrzyłem dobrze, a jednak drętwieję od zimna.
— Jakiż to z ciebie zmarźluch... wstydź się!
— Łatwo tobie tak mówić!
— Słuchaj, Bridou, chcesz mój kożuch?
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1544
Ta strona została skorygowana.