— Co! twój kożuch?
— No tak, głupcze jakiś mój kożuch.
— A ty, Jakóbie?
— Bierz tylko, bo na bryczce ciepło, mogłoby mnie zbytecznie rozmarzyć, i mimowoli zasnąłbym jeszcze.
— Jeżeli o to idzie, to chętnie wezmę twój kożuch, mój stary, bo jeżeli zaśniesz, mógłbyś nas wywrócić.
— Masz... otul się nim — dodał Jakób, zdejmując swoje futro, którem się jego przyjaciel prędko okrył.
— Teraz — mówił dalej Bastien, przecierając ręką czoło swoje — teraz przychodzę do siebie... Tak, jest mi lepiej.
I pewniejszym już nieco krokiem Jakób Bastien przeszedł do furtki, otworzonej zewnątrz przez Andrzeja, który zajechał starym siwkiem przed ogród i czekał na swego pana przy bryczce.
Bastien pierwszy wsiadł do bryczki; lecz Bridou, któremu kożuch zaplątał się między nogami, potknął się na stopniu.
— Ostrożnie, panie Bastien — zawołał stary Andrzej, stojący przed bryczką, który uwiedziony tą zamianą kożucha, myślał, że rozmawia ze swoim panem — ostrożnie, panie!
— Widzisz, Jakóbie, co to lwia skóra może — rzekł Bridou pocichu — twój służący bierze mnie za ciebie, dlatego, żem się odział twojem futrem.
Bastien, którego umysł ciągle jeszcze był w pewnem odurzeniu, uchwycił lejce i zapytał Andrzeja, który jeszcze stał przed koniem.
— Czy stara droga do Blemur jeszcze jest dobra?
— Stara droga? uchowaj Boże, już nikt nią nie jeździ.
— Dlaczegóż to?
— Ponieważ od wylewu została zupełnie uszkodzoną; prócz tego grobla nad stawem des Brulés jest przerwana i znajduje się przynajmniej na dziesięć stóp pod wodą.
— To szkoda, bo tędy byłoby nam daleko bliżej.
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1545
Ta strona została skorygowana.