w oczach — Henryku, ubolewam z tobą, lituję się nad tobą.
— Jest to miłość beznadziejna, wiem o tem, ale niechaj Marja tylko żyje, a błogosławić będę męczarniom, które przy niej muszę znosić, gdyż syn jej, który nas na zawsze połączył z sobą, zawsze także stać będzie pomiędzy nami.
— Tak, miłość twoja jest beznadziejna, Henryku, gdyż twoja delikatność nie pozwoli, ażeby Marja domyśliła się uczuć twych kiedykolwiek. Ale to jeszcze nic wszystko, i powtarzam ci, Henryku, że jesteś godniejszy politowania, aniżeli się tego domyślasz.
— Mój Boże! Piotrze, cóż to ma znaczyć?
— Wieszże ty? ale patrz, krew gotuje się we mnie, zgroza mnie przejmuje, wszystko oburza się w mej duszy, bo czy podobna pomyśleć nawet o takiej okropności!
— Nieszczęśliwa kobieta! Czy ty o niej mówisz? Piotrze, dokończ!
— Właśnie ciebie szukałem przed chwilą.
— Ale cię zatrzymano w sieni.
— Tak, to była Małgorzata. Czy ty wiesz, gdzie pani Bastien spędziła część nocy?
— Jakto, cóż to ma znaczyć?
— Ona nie była w domu.
— Ona? Marja? nie była w domu?
— Tak, mąż ją wypędził z domu; nawpół nagą, wśród tak okropnej, zimnej nocy.
David zadrżał. A podniósłszy obie ręce do czoła, jakgdyby chciał powściągnąć gwałtowność swych uczuć, zawołał głosem niepewnym i przerywanym:
— Wiesz, Piotrze, słyszałem twoje słowa, ale ja cię nie rozumiem. Zdaje mi się, że jakiś ciemny obłok zalega mój umysł.
— Z początku i ja nie mogłem tego pojąć; to zbyt okropne. Wczoraj wieczorem Małgorzata, wkrótce po opuszczeniu swej pani, usłyszała w salonie długą rozmo-
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1554
Ta strona została skorygowana.