sama tylko może rozrządzać przyszłością swego syna — Henryku — rzekł doktór, przerywając swemu przyjacielowi — domyślasz się pewnie, że, ażeby rozłączenie to ze istrony Marji nastąpiło tak, jak ono nastąpić powinno, to jest w sposób godny i zaszczytny, ty powinieneś się oddalić.
— Ja! — zawołał David, przerażony temi słowy doktora.
Ten powtórzył jeszcze głosem pewnym:
— Henryku! jeszcze raz powtarzam, powinieneś się oddalić...
— I opuścić ją... opuścić umierającą... nie!
— Drogi przyjacielu...
— Nie! i ona na to nie przystanie.
— Co mówisz?
— Zapewne, że nie, ona mnie nie puści. Porzucić jej syna, którego kocham, jak własne dziecię, opuścić go właśnie w chwili, kiedy spełnić się mają najpiękniejsze nadzieje, to byłoby szaleństwem, jabym nie mógł, a nawet mój kochany Fryderyk nie zniósłby tego. Nie wiesz, czem jest on dla mnie, nie wiesz, czem ja dla niego jestem. Ty nie znasz nierozerwalnych węzłów, które nas łączą: Marję, jego i mnie.
— Wiem o tem wszystkiem, Henryku, znam całą siłę tych węzłów i wiem także, że twoja miłość, która może jest nieznaną Marji, jest równie czysta, jak pełna godności.
— A chcesz mnie wygnać?
— Tak jest, ponieważ wiem, że oboje, Marja i ty, jesteście młodzi, ponieważ ciągle zostajecie w pełnej zaufania przyjaźni i ponieważ wdzięczność, jaką ci jest winna, dla osób obcych i nieznających was dokładnie, wydawać się może tkliwem uczuciem miłości, i ponieważ wiem nareszcie, że stara margrabina de Pont-Brillant, bezwstydna kobieta, w zamku, w obecności dwudziestu może osób robiła złośliwe i bezecne przymówki do wieku
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1557
Ta strona została skorygowana.